Kalmar, Revsudden, Stora Rör

Po kilku dniach spędzonych na polskim wybrzeżu i dłuższym postoju w Darłowie, „Lotta” pożeglowała prosto w Kalmarsund. Stabilny, pełny bajdewind, lekko słabnące 4B, duża genua i (z początku) mocno zarefowany grot, zaowocowały niemal stałą prędkością około 6 węzłów. Przepłynęliśmy ponad 130 mil w ciągu 24 godzin – Albin Vega bardzo lubi taką żeglugę. Zerowy bilans energii na jachcie (bateria słoneczna przy bezchmurnym niebie), nie skłaniał do wyręczenia autopilota w sterowaniu. Rano weszliśmy do Kalmaru.

Kalmar

Do portu wpływam przed 8-mą rano. Liczne jachty już port opuściły, bez trudu więc znajduje miejsce w y-bomach, w basenie po prawej stronie, bezpośrednio przed oknami hotelu, zaraz za stacją benzynową. Wydaje mi się, że i później, luźniej tu jest niż dalej w marinie – jeszcze o 14-tej są wolne miejsca. Nic dziwnego – do sanitariatów jest stąd kilkaset metrów. Natomiast wychodząc z portu kilka minut po 15-tej, mijam jachty ciągnące do Kalmaru sznurkiem, a w zwolnione przeze mnie stanowisko szczęśliwcy ładują się zanim jeszcze zdążę wymanewrować „Lottą” spomiędzy pomostów. Miejsc przeznaczonych dla gości, jest w Kalmarze „zaledwie” 130.

Lista spraw do załatwienia w Kalmarze jest określona: wyciągnąć korony z bankomatu, uaktywnić kupioną rok temu kartę mobilnego internetu, pobrać w informacji turystycznej najnowsze wydanie „Gästhamns guiden” (http://www.gasthamnsguiden.se/), odwiedzić sklep żeglarski. Do tego krótka przejażdżka po mieście wydobytym z bakisty rowerkiem i ruszam dalej z wiatrem, tam gdzie tłok mniejszy.

Opłaty w Kalmar: 180 SEK za jacht do 10 m długości, prąd 40 SEK, woda wliczona, prysznic – nie sprawdziłem.

Revsudden i półwysep Skäggenäs

Port (porcik) w Revsudden, położony na półwyspie Skäggenäs w najwęższym miejscu Kalmarsundu, nie figuruje nawet w „Gästhamns guiden”. Do czasu oddania mostu przez Kalmarsund w 1972 roku, odchodziły stąd promy na Olandię. W porcie cumuje kilka jachtów i drugie tyle małych łodzi oraz motorówek. Są wolne miejsca w y-bomach. Na środku basenu chyba płytko – echosonda wrzeszczy, że pod kilem wody nie ma wcale („Lotta” ma 1.20 m zanurzenia). Nie sprawdzam, czy to fałszywy alarm, nie kombinuję i skręcam do pomostu, tam gdzie stoją jachty słusznej wielkości (i niewątpliwie zanurzenia), większe od „Lotty”.

Obok, na przyportowym trawniku, camping, czyli stoi  tu kilka mieszkalnych samochodów i przyczep. Przyzwoite, proste, funkcjonale i czyste małe sanitariaty.   Na tablicy wisi informacja, również po angielsku, że jeśli nie spotkam hamn-kapitana, to zapłacić mam poprzez wrzucenie pieniędzy do  skrzynki znajdującej się obok skrzynki.  Wokół portu kilkanaście domów. Przechodząc mimo, z mieszkańcami kręcącymi się w ogródkach wymieniam tradycyjne „-Hej! – Hej, hej”.  Na całym półwyspie nie ma chyba żadnego sklepu. Cisza, leniwy spokój.  Pusto, choć to okolica letniskowa, a jest  środek szwedzkich wakacji.

Półwysep Skäggenäs połączony jest ze stałym lądem wąską,  naturalną mierzeją. W  połowie XVI wieku  na polecenie króla Gustawa Wazy, mierzeja ta  została przecięta 180 metrowym kanałem o nazwie „Drags kanal”, który w razie przeciwnych wiatrów i prądów ułatwiał statkom dążącym do i z Kalmaru pokonanie najwęższego miejsca w Kalmarsundzie. Nazwa kanału, przypomina, że statki były ciągnięte na linach, z wykorzystaniem znajdujących się przy obu jego końcach kabestanów, napędzanych przez woły.  Dno kanału było tak uformowane z gliny i kamieni, by „pasowało” do kształtu przemieszczających się nim statków – w centralne zagłębienie wchodził kil.  Dziś, po kanale pozostała półmetrowej głębokości struga, którą mogą pokonać kajaki i inne  małe łódki, oraz zabytkowy most.

Na północ od  Skäggenäs rozciąga się pas mielizn, skał i wysepek. Mapa, o skali 1:50000, sugeruje, że głębokiej wody też tam jest sporo –  warto by wejść w ten labirynt, poszukać kotwicowisk, a może nawet zacisznych miejsc, w których można dobić do skał.  Do takiej eskapady kilowym jachtem potrzebna by jednak była dokładniejsza mapa, a taka, o ile wiem, nie istnieje (a przynajmniej nie można jej kupić).  Jeśli ktoś trafi tu mieczówką – zachęcam –  warto ostrożnie spróbować (przy dobrej pogodzie).

Opłaty w Revsudden: 100 SEK, prąd i woda wliczone, prysznic 5 SEK.

Stora Rör

Stora Rör (czyli Wielka Trzcina) znajduje się na Olandii, dokładnie naprzeciw Revsudden. Przestawiam się tu, by ponownie zobaczyć miejsce odwiedzone już przed laty, podczas gdy dość silny północny wiatr, dmuchający dokładnie wzdłuż Kalmarsund, zniechęca tymczasem do żeglugi na północ.

Wielkością Stora Rör nie różni się znacznie od Revsudden. Ruch tu nieco większy – w porcie jest sklep  ze starociami i knajpka. Ubikacje  (ogólnie dostępne – jak prawie wszędzie w Szwecji) są dość obskurne i niezbyt czyste. Na tablicy informacyjnej brak jakiejkolwiek informacji w narzeczu innym niż lokalne. Z pewnym wysiłkiem  i dużą dozą domysłu, wyczytuję, że hamn-kapitan urzęduje między godziną 20 i 21, a w szczycie sezonu, również rano. Faktycznie, o 20:30, „Lotta” dygocze od solidnych uderzeń drewnianą pałką, zadanych w kosz dziobowy przez młodego osobnika w żółtej odblaskowej kamizelce. Płacę. Dopiero po wyraźnym pytaniu o prysznice, dowiaduję się, że prysznic owszem jest, wliczony w cenę postoju,  w pomieszczeniu nieoznaczonym, otwieranym kodem, który to kod osobnik dopisuje, na wręczonym mi kwicie opłaty. Z nadruku na kwicie wnioskuję, że formalności można było załatwić również w knajpce.  Generalnie: jakoś tu mniej mi się podoba, niż w Revsudden.

Opłaty w  Stora Rör:  120 SEK, prąd, woda i prysznic wliczone.

Komentarze

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.